Wychodząc z depresji.
Chodzenie jest antydepresantem. Darmowym. Bez recepty.

Nie wymaga konsultacji z lekarzem ani farmaceutą. Chodzenie to ruch w 100% naturalny. Można chodzić długo, krótko, szybko, wolno, samotnie lub w towarzystwie. Tylko po co? Chodzenie wymaga wyjścia z domu. Zmierzenia się z pogodą. I tym, co można spotkać po drodze. Jak daleko by nie iść, od siebie się nie odejdzie i trudno wyjść ze swojej głowy. A potem i tak się wraca. To wszystko prawda. Tylko, że chodzenie uwalnia endorfiny i dopaminę. Dodaje energii. Zmienia nastrój. Zaczyna się chcieć. W końcu. Choćby tylko iść dalej. Ale jednak się chce. Po pewnym czasie chce się wracać. I znów się idzie. Po drodze można poczuć. Słońce, deszcz albo wiatr na twarzy.

Zamknąć oczy i przypomnieć sobie, że kiedyś się czuło. Coś więcej niż czuje się teraz, jeśli w ogóle coś. I że były takie chwile, że było warto. Że się chciało. Że się żyło. Że było fajnie. Chodząc, łatwiej wrócić w takie miejsca i chwile. I robi się lżej. I chce się iść dalej. Idąc, można też się zmęczyć. Dlatego chodzę szybko. Na granicy biegu. To też pomaga. Jest się tu i teraz. Napinam po kolei różne partie mięśni i skupiam się na tym, żeby utrzymać je napięte jak najdłużej. Ramiona, klatka piersiowa, brzuch. Człowiek się prostuje. I idzie szybciej. I pełniej oddycha. Można też przestać myśleć, wyjść z głowy i skupić się na oddychaniu. Najpierw przepona, potem płuca. Wdech – wydech. Nos – usta. Miarowo, głęboko, spokojnie. Chodzenie to więcej tlenu we krwi, w mięśniach i w mózgu. Głębsze wdechy powodują głębsze wydechy. Dużo głębokich wydechów wydala dużo toksyn.

Chodzenie oczyszcza. Myśli się szybciej i jaśniej. Tak, bardziej do przodu. Lekko. Myśli się prostują i nabierają sensu. Robi się odważniej. Przychodzą pomysły. Może spróbować czegoś nowego? Pojawia się nadzieja. Może się uda? Nowe spojrzenie, nowe możliwości, nowa energia do działania. Tym razem chce się bardziej. Już nie tylko iść. Coś jeszcze. Spróbować postarać się, zrobić, dokonać, osiągnąć. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może znów warto? Lubię chodzić w miejsca nowe i poznawać. Uliczki, zaułki, podwórka, przejścia, skróty. Pojawia się ciekawość. I znów się chce. Wiedzieć, poznać, sprawdzić, przekonać się, zobaczyć. Np. czym różni się stara Wola albo stara Praga od Starówki. Zmiany tras pomagają w zmianie nawyków. Można wyjść poza to, co znajome, bezpieczne i ograniczające. Chodzenie otwiera różne drzwi w głowie, dotychczas zamknięte.

Czasem rozwiązania i odpowiedzi same przychodzą. Wystarczy iść. To wzmacnia nawyki. I silną wolę. Chodzi się więcej, dłużej, szybciej. Mięśnie się wzmacniają. Pojawia się kondycja. To też pomaga. Dodaje pewności siebie. A po chodzeniu jest zmęczenie i ból mięśni. Ale takie dobre. Bo znów się czuje. I odpoczywa. To, co czeka w głowie musi jeszcze poczekać. Ale chodzenie pomaga też zasnąć. Szybciej, głębiej, na dłużej. A jeśli następnego dnia mięśnie jeszcze bolą, brakuje energii, w głowie znów się zaczyna źle dziać, warto wyjść. Żeby pochodzić. Jeszcze nie wiem, czy można wyjść z depresji. Po prostu chodzę. Bo lubię.

Autor: Paweł Chodziarz