Pamiętniku.
Przez dłuższy okres utrzymuje mi się stan złego samopoczucia.
Bezsilność, niechęć do aktywności, poczucie zawieszenia i odrętwienia.
Permanentne uczucie niewyspania się.
Nic mi się nie chce. Nawet do uśmiechu się zmuszam.
Mija już kolejny miesiąc, może czwarty, a może już szósty i nic mi się nie poprawia.
A nawet czuję się coraz gorzej.
Wszystko się nasila i każda aktywność sprawia mi coraz większe trudności.
Zmagam się sam ze sobą.
Myślę, że muszę coś z tym zrobić, tylko co.
Moja aktywność na myśleniu się kończy i nie robię nic.
Tak mijają następne tygodnie.

Zapisuję kolejną stronę pamiętnika.
Tylko po co?
Prowadzę rozmowę sam ze sobą, bo muszę to z siebie wyrzucić.
W moim życiu wydarzyło się wiele złych rzeczy, które doprowadziły mnie do pogorszenia mojego stanu.
Kiedy świat mi się zupełnie zawala w jednej chwili, ulegam naporowi ciężaru.
Leżę pod gruzami własnego życia z twarzą jak zastygła stal.
Żelazna maska już szczelnie okrywa moją twarz nie pozwalając mi się nawet uśmiechnąć.
Kto tego nie doświadczył, nie wie jakie to uczucie.
To jak paraliż mięśni twarzy, zastygłej z widocznym na niej smutkiem.

Patrzę za okno. Biorę głęboki wdech. Wstaje nowy dzień.
Nowa siła, nowy plan. Wstaję z moich gruzów z myślą, że nie mogę się poddać. Zaczynam walkę.
Życie mam jedno i nie zamierzam go zmarnować na depresję.
Zaczynam od spacerów i drobnych aktywności. Szukam radości w życiu.
Wizyta u psychologa już umówiona. Pokażę depresji, kto tu rządzi.
Od dziś powtarzam sobie w głowie:
Niezależnie jak ciężko jest w życiu, nigdy się nie poddawaj.
Walcz.
Autor: Anonim.