Na 6 osób, które być widzicie i być może znacie, 5 jej nie przeżyło. Mnie się udało. Znowu. Co 40 sekund na świecie ktoś nie ma tego szczęścia.

Możecie potraktować ten post jako emocjonalny ekshibicjonizm, ale liczę, że uda mi się nim komuś pomóc i zwrócić uwagę na problem.

Więc jeszcze raz – jak wygląda depresja? Z moją chorobą walczę od 5 lat. A raczej 5 lat temu zwróciłam się do lekarza o pomoc. Obecny nawrót trwa prawie od dwóch długich lat. W tym czasie pracowałam, stałam się mężatką, zaliczyłam rok studiów, prowadziłam Stowarzyszenie, wydałam dziesiątki zwierząt do dobrych domów i odebrałam tysiące telefonów, byłam w gazetach, radiach, udzielałam wywiadów. Wdałam się w miliard konfliktów, przestałam się szczerze uśmiechać, wszystko mnie irytowało, jedzenie przestało mieć smak, a ja nie mogłam spojrzeć w lustro. Odpuściłam dbanie o siebie, dom, męża, przyjaciół. Cieszę się, że nigdy nie przestałam dbać o zwierzęta. Cudem przetrwała przy mnie garstka cudownych osób.

Piszę do Was z perspektywy osoby, która 3 ostatnie tygodnie spędziła w szpitalu na oddziale zamkniętym po dwóch próbach samobójczych. Mam za sobą toksyczne zatrucie wątroby, dziesiątki kroplówek, powikłania, kilka zakażeń, jeszcze niesprawną do końca rękę, podrapane od cierni nogi.

Walczcie o siebie. Depresja to taka sama choroba jak te, o których mówicie głośno bez wstydu. Bierzcie leki choćby i całe życie. Chodźcie do psychiatry. Inwestujcie w psychoterapię. Nie popełnijcie mojego błędu. Nie musicie spaść na samo dno. Nie musicie wszystkiego stracić.

Patrzę na mróz za oknem i czuje się, jakbym obudziła się z bardzo długiego snu. Nie poznaje siebie sprzed roku, nie pamiętam prawie wcale listopada, ani jego początku, ani końca. Wiecie co? Najwidoczniej było mi to potrzebne.

Jeżeli uważasz, że depresja to nie choroba, jeżeli uważasz, że osoby chore psychicznie nie zasługują na szacunek, jeżeli wstydzisz się, że mnie znasz – masz niepowtarzalną okazję do tego, żeby usunąć mnie ze znajomych, zablokować profil i przestać mówić cześć na ulicy. W czasie mojego załamania nerwowego dowiedziałam się, kto jest moim prawdziwym przyjacielem, zobaczyłam co znaczy bezinteresowna pomoc i wsparcie, którego się nie spodziewałam. Doceniłam ludzi, których nie doceniałam przez długi czas. W szpitalu spotkałam osoby, które zapamiętam na całe życie, płakałam szczerze i do bólu, śmiałam się do łez więcej niż kiedykolwiek. Moje serce urosło dziesięć razy większe. Dziękuję im za to, że pojawili się w moim świecie, chociaż nie wiem, czy los pozwoli żeby w nim zostali.

Spotkałam się również z chłodem, niezrozumieniem, okrucieństwem i rzucaniem kłód pod nogi od osób na, które liczyłam.

Doceniajcie miłość, przyjaźń. Zwolnijcie. Napijcie się razem herbaty choćby tuż przed świtem, kiedy cały świat śpi. Przestańcie gonić. Zadbajcie o głowę. A jeżeli kiedyś będziecie czuć się tak bardzo sami na świecie, że jedyne, o czym będziecie marzyć to śmierć, nie bójcie się udać do najbliższego oddziału psychiatrycznego.

Autorka: Alicja Jędrzejewska